A ja ciebie zjem!

Przeczytane, ale..
Z jednej strony szacunek za wieloletnią twórczość autorki, poznaną przeze mnie, jeszcze we wczesnej młodości. Z drugiej, zrozumienie potrzeb dzieci. No i kropka, to znaczy jestem w kropce, bo książka mnie mocno zaskoczyła. Mnie, jako dorosłą, bo niestety dla dzieci okazała się nieodpowiednia, powiem wprost: nie podobała się i znudziła w połowie. Doczytałam sama i zastanawiam się teraz, co napisać, bo również mam mieszane uczucia.
Zacznę może od wspomnienia. Pamiętam taką scenę z książki "Zapałka na zakręcie"; kiedy babcia głównej bohaterki krząta się po kuchni i wnuczka podziwia każdy jej ruch, wyważony, przemyślany, potrzebny i skuteczny. Żadnych niepotrzebnych czynności, wszystko "akurat". I może to byłoby najlepsze porównanie tego tekstu, który znalazł się w książeczce "A ja ciebie zjem!"...tylko, że to porównanie wychodzi niekorzystne dla książki. Znalazłam w niej dużo właśnie "nieakuratnych" słów. Przebija zbyt rozbudowana treść, takie iście kobiece podejście w opowiadaniu, którego głównym bohaterem jest kilkulatek i to od niego i jego przemyśleń wychodzą te rozłożyste zdania, opisy, wąchanie kwiatów czeremchy, czy powtarzanie z uporem maniaka, czy dodać jajko do ciasta, czy nie dodawać, bo będzie zbyt mało ścisłe albo zbyt twarde, albo...
No i tak dalej to się plecie, a w całości wychodzi nam obraz małego chłopca, wychowywanego przez dwie kobiety, mamę i babcię. Tutaj nie pojawia się tata, a nawet dziadek, jak się dowiadujemy, mieszka w innym domu niż babcia. Mężczyzna - wujek głównego bohatera, pojawia się wyłącznie w rozdziale na temat powtarzania brzydkich słów, zatem jako postać niezbyt pozytywna. W tej zresztą historii poznajemy zaskakującą reakcję mamy kilkulatka na jego niegrzeczne zachowanie - obrażenie i milczące, nieruchome siedzenie na ławce. Czy to najlepszy sposób na uczenie dziecka i przekazywanie mu prawidłowych wzorców? Hmm...
Jeszcze taki drobiazg. Czy niedziela jest najodpowiedniejszym dniem do robienia gruntownych porządków w domu?Naprawdę nie ma innych terminów? Znajdziemy w tej książce jeden cały rozdział, poświęcony właśnie niedzieli, dniu sprzątania u babci w starym pawlaczu, na który to dzień, mały Jaś czeka cały tydzień. Mama nawet maluje ten pawlacz. I co mam powiedzieć dzieciom przy czytaniu takiego rozdziału, jeśli w naszym domu uczymy ich zupełnie czegoś innego?
Zważywszy nawet na stare czasy, w których głównie tworzyła autorka, wiem, były inne, ale nawet wtedy, w głębokim, antykościelnym "peerelu" sprzątanie zawsze odbywało się w soboty. Niedzieli nikt do tego nie włączał.
No i nie wyszło pozytywnie, ale i odczucia są takie po przeczytaniu tekstu.
Wspomnieć oczywiście należy o rozdziale na temat brzydkich słów, których to nie należy używać. Jest też opowiadanie o banku i pieniądzach oraz o sąsiedzkiej pomocy.
Tylko, czy dla tych kilku akapitów warto brnąć przez całą tę książkę - nie wiem. Oceny na pewno będą różne, nawet nie wiedziałam, że książka adresowana dla najmłodszych może wzbudzać tyle odczuć we mnie, jako dorosłej osobie.
Ogólnie podsumowując; język, którym została napisana książka jest miejscami zbyt zawiły i nieprzyswajalny dla kilkulatków, a dla starszych dzieci treść będzie nieodpowiednia.
Ta książka jest też osobistym wspomnieniem życia i wychowywania ukochanego wnuka autorki i chyba w takiej formie powinna pozostać. Bez względu na jej pisarską przeszłość i większe możliwości barwnego przekazania tych wspomnień, taki tekst chyba lepiej pozostawić w szufladzie, dla najbliższych w rodzinie i samego bohatera oraz może jego dzieci, by poczytał im, kiedy będzie już dorosły.


Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej:)

Tytuł: A ja ciebie zjem! Autor: Krystyna Siesicka Wydawnictwo:Akapit Press.oprawa twarda. 62stron.


Komentarze