A u nas powstanie!


Lekcje historii w szkole rzadko cieszą się dużym zainteresowaniem. Większość z nas zapamiętuje ten czas, jako zestaw wyuczonych na pamięć dat, nazwisk, wydarzeń, znanych z czegoś miejsc. Przeważnie chodzi o zaliczenie tematu i przejście do następnego okresu dziejów. A to wielka szkoda. Tylko nieliczne jednostki lubią historię z tej wyjątkowej strony, jaką jest poznawanie przeszłości w świetle dzisiejszych czasów. To wspaniałe, móc połączyć wiele faktów, potrafić odszukiwać efekty działań z przeszłości we współczesnym świecie, porównać systemy rządzenia, sposoby życia, a także połączyć to wszystko z innymi aspektami - jak historia, sztuka, architektura, ludzie. 
Wielka szkoda, że w tak niewielu przypadkach natrafiamy w szkołach na prawdziwych nauczycieli - miłośników tematu, którzy potrafią zarazić uczniów swoją pasją i przekazać wiedzę w taki sposób, że łatwo widać jej zastosowanie w obecnym życiu.

Kiedy do moich rąk trafia książka historyczna nie mogę powiedzieć, że natychmiast ją otwieram i czytam z wypiekami na twarzy aż do rana. Nie mogę tak powiedzieć, bo i moja przeszłość z lekcjami historii nie była fascynująca. Wręcz przeciwnie, stała ością w gardle. Niestety. 
Czasem jednak zdarza się małe olśnienie, moment, w którym człowiek rozumie po co to wszystko wciskają młodym ludziom do głowy. Dlaczego starsi, już dorośli i dojrzali ludzie z zainteresowaniem śledzą stare woluminy, łamy dawnych gazet i czasopism. Ano po to, by poczuć się częścią tego świata i tamtych dni również. Przecież pięćdziesiąt czy sto lat temu ludzie byli całkiem podobni do nas. Żyli wprawdzie w innych czasach, ale mieli swoje marzenia, plany, przeżywali wszystko wokół, emocjonując się bardziej lub mniej ważnymi wydarzeniami. Były i czasy, gdy potrafili poświęcić naprawdę wszystko, by walczyć o to, co my mamy teraz, czyli o kraj, jego granice, kulturę i przede wszystkim o mieszkańców.

Powstanie Wielkopolskie w 1918 roku jest wydarzeniem, o którym prawdopodobnie wiedzą głównie mieszkańcy tamtego regionu. Nie wierzę, że przeciętny Polak, zapytany na ulicy o ten historyczny fakt, będzie potrafił powiedzieć coś sensownego. Dlaczego tak jest? Bo najlepiej poznawać historię w sposób czynny, a nie biernie zapamiętywać suche daty i nazwy. Nie możemy wprawdzie przenieść się w przeszłość tajemniczym wehikułem czasu, chociaż to byłaby najlepsza lekcja, ale mamy szansę na przykład przenieść się do mieszkania pewnej rodziny i przeżyć z nimi kilka z tamtych dni., dzięki takim książkom, jak ta. To wyjątkowo skuteczny sposób na zapamiętanie wielu wiadomości. 
Uczestnicząc w codziennych porankach i wieczorach, zajęciach domowników, ich pracy oraz angażując w działania społeczne, nagle doznamy tego wspomnianego olśnienia. Przecież oni chcieli po prostu żyć w wolnej Polsce, ale musieli o nią walczyć. My nie musimy i tym bardziej łączy nas wspólnota, bo my po prostu musimy być im wdzięczni. Za to, że w trudzie zdobywania nawet prozaicznych potrzeb, jak jedzenie czy mieszkanie, oni chcieli walczyć o więcej. Za to, że mając tak niewiele, dzielili się z innymi swoim majątkiem, czasem, poświęcali zdrowie, a czasem i życie.

"A u nas powstanie!" to książka przedstawiająca kilka dni z życia poznańskiej rodziny. Rodzice i dzieci, czynnie włączają się w ówczesne wydarzenia, walkę o wolny kraj. Wychodząc z nimi na ulice niedaleko domu, spotkamy przemawiającego Ignacego Jana Paderewskiego. Tego samego, o którym przeczytamy w encyklopedii, że to światowej sławy pianista, który angażował się w działania dyplomatyczne na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości. Tamten opis jego wizyty jest nam jednak znacznie bliższy aniżeli wyuczona regułka z podręcznika. Tutaj, razem z rodziną Grześkowiaków widzimy znanego człowieka, o wielkiej charyźmie, który przyjechał wraz z żoną do miasta... i tak po ludzku się rozchorował. Porwał jednak swoją przemową tłumy poznaniaków, którzy wkrótce solidarnie wyszli na ulice. Protesty, manifestacje z polskimi flagami, zrzucanie pruskich mundurów, polska choroba w pruskim wojsku. To tylko niektóre z faktów, które poznacie, a które miały wtedy miejsce. 

Takie spojrzenie na historię, z punktu widzenia mieszkańców, ludzi podobnych do nas, jest najlepszym sposobem, by zapamiętać, kojarzyć, a nawet wzbudzić tę iskierkę zainteresowania, by dowiadywać się jeszcze więcej.
W opowiadaniu o rodzinie Grześkowiaków, prym wiedzie senior rodu - dziadek - który postanawia opisać wspomnienia swojego ojca i wydać książkę.Czyta więc swój próbny tekst wnukom i prosi o wstępną recenzję. Przeskakujemy zatem raz do kamienicy Grześkowiaków z 1918 roku, a raz do mieszkania obecnie żyjącej rodziny, która komentuje na bieżąco opowiadanie dziadka. 
Jakże wiele jest takich dziadków i babć  w naszym otoczeniu, którzy mają o czym opowiadać, znają historię z zupełnie innej strony, wiedzą o rzeczach, których nie znajdziemy w żadnym szkolnym podręczniku. Bo przecież każdy dziadek Kazimierz był kiedyś małym Kaziem, miał kochającą mamę, która troszczyła się o całą rodzinę, poświęcając wiele nieprzespanych nocy. W każdej kamienicy byli jacyś sąsiedzi, czasem lepsi, czasem mniej mili. Tutaj dowiemy się, że niemiecka narodowość nie oznaczała od razu niechęci do Polaków. Poznamy miłe niemieckie małżeństwo, które wobec naszych rodaków zachowywało się wyjątkowo przyjaźnie. Takie opowieści skłaniają do wspólnego naszkicowania drzewa genealogicznego, do obejrzenia starych zdjęć oraz do wspomnień o tych, którzy już odeszli.

Wielopokoleniowe, mieszkające wspólnie rodziny są już coraz mniej popularne. Młodzi uciekają szybko do swoich spraw, muszą wciąż biec, być w kilku miejscach jednocześnie, ciągle sprawdzać swoją popularność w sieci, relacjonować, opisywać siebie, wrzucać swoje zdjęcia, śledzić znajomych oraz dowiadywać się, co u celebrytów... Czy to nie jest przykrym znakiem obecnych czasów? Swoje, siebie, własne ....Albo co, kto, kiedy, z kim, dlaczego? A czy nie rozsądniej byłoby posłuchać tej starszej, mądrej, bliskiej osoby z ogromnym życiowym doświadczeniem, wiedzą na ważne tematy, aniżeli szukać kolejnych nowinek na temat pseudo sław lub oglądać super odjechane filmiki na internetowym kanale? Trudno o taką zmianę, ale można próbować. Wielka szkoda bowiem, jeśli dziadkowie, babcie i inni, którzy pamiętają, odejdą kiedyś i pozostanie wielka cisza na ważne tematy. A te "plastikowe" internetowe wypełniacze życia, nigdy nie sięgną nawet najniższego poziomu życiowych doznań, jakie możemy mieć, poznając prawdziwą historię, prawdziwe emocje i najprawdziwsze fakty, które ukształtowały nas i naszą teraźniejszość.
Szacunek dla narodowej flagi, polskiego orzełka, skąd wziąć te uczucia? Tylko poznając ich przeszłość oraz historie ludzi, którzy o nie walczyli. Stary Poznań, nazwy ulic miasta i ich geneza, gwarowe wyrażenia, poznańska kuchnia i potrawy z Wielkopolski. To wszystko w tym opowiadaniu.
Polecam książkę Magdaleny Podbylskiej i czekam na więcej takich historycznych przywołań oraz wspaniałych sposobów na poznanie przeszłości przez młodsze pokolenia.

Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej:)
                                                                                                          
Tytuł: A u nas powstanie!  Autor: Magda Podbylska Wydawnictwo BIS. Oprawa twarda. 144 strony.

Komentarze

  1. Ja również jestem jak najbardziej za poznawaniem takich książek i uczenia się z nich historii. :) Nawet nie wiedziałam, że powstała taka pozycja, a teraz z miłą chęcią bym ją przeczytała. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam. :) Warto zwrócić uwagę na takie połączenia literatury z historią. Można powiedzieć, że to przyjemne z pożytecznym. :)

      Usuń

Prześlij komentarz